Tak to jest, że pracując w organizacji pozarządowej ciągle
poznaje się osoby z podobnych organizacji, głównie światowych. Tak więc my „gringos”
trzymamy się w Bogocie razem. Dla mnie zawsze najbardziej fascynujące były
opowieści tych, którzy mają to szczęście pracować z grupami etnicznymi, z
Indianami, broniąc ich praw albo pomagając zachować ich kulturę i obyczaje.
Festival Indigena w Bogocie |
W ubiegłym tygodniu widzieliśmy się z Ingrid i Raphaelem.
Ona Kolumbijka, on Austriak. Poznali się pracując dla Peace Bridges
International, jednej ze światowych organizacji pokoju. Rafi jest chwilowo w Bogocie i wykłada na
jednym z uniwersytetów. Ingrid pracuje ze społecznościami Indian w regionie
Chocó na Zachodzie Kolumbii. Plemiona Wounaan i Embera mają do dyspozycji 50
tys. km2 ziemi, którą rząd kolumbijski oddał w ich zarządzanie. Region ten jest
bogaty w ropę i inne dobra naturalne, więc jest też polem nieustannych
negocjacji handlowych szczególnie z zagranicznymi koncernami. Organizacje
pozarządowe starają się więc tam być, by nie tylko pomagać zachować tradycję
tych społeczności, ale też chronić je przed wpływem kapitalizmu.
Ingrid opowiadała niesamowite rzeczy, że wszyscy
zapragnęliśmy tam pojechać.
Aby dotrzeć do niektórych wiosek, położonych w lesie
deszczowym, albo wysoko w górach, trzeba czasem iść sześć dni, bo nie ma tam
takich dróg, które umożliwiałyby dojechanie autem nawet z napędem 4x4. Do
dyspozycji są osiołki i muły, ale jeśli ktoś nie ma wprawy w ich ujeżdżaniu, to
lepiej już na własnych nogach. W społecznościach tych nie ma pojęcia „ja”.
Wszystko jest wspólne, wszyscy czują się częścią „my”. Bardzo trzeba uważać,
jeśli chce im się coś podarować, bo na przykład dając rodzeństwu paczkę
herbatników (Ingrid mieszkała w szałasie z jedną rodziną), trzeba wiedzieć, że
dzieci zaraz zaczną się dzielić ciastkami z 20 innymi dziećmi w wiosce. Nawet
jeśli na każde z nich przypadnie jeden centymetr kwadratowy ciastka, i tak będą
się dzielić.
W chatach też wszystko jest wspólne, niezależnie kto w
chacie śpi. A śpią wszyscy razem, na podłodze, wielopokoleniowo, na tej samej
przestrzeni domowe zwierzaki: kury, świnki morskie, czasem świnie.
Ingrid jest odpowiedzialna za szczególny projekt:
komunikację pomiędzy plemionami i zachowanie ich opowiadań i historii
plemiennych. Jej organizacja postanowiła więc założyć lokalne radio, by Indianie
Wounaan i Embera mogli się ze sobą porozumiewać i słuchać informacji o sobie.
Nagrywane są też opowiadania i emitowane w tymże radio, a potem archiwizowane
dla przyszłych pokoleń. Ingrid opowiadała też o swoich trudnościach z
komunikacją, bo wśród Indian wszystko jest związane z naturą, ze zwierzętami,
roślinami. Zatem jeśli chce się im coś wytłumaczyć trzeba używać porównań do
tego, co jest im znane. Słowa „musisz być zdecydowany i bronić swoich poglądów”
nic dla nich nie znaczą, ale jeśli się do nich powie „musisz być jak jaguar”,
będą wiedzieli, jakie cechy uosabia to zwierzę, właśnie siłę, obronę swojego
terytorium, etc.
Niezwykłe historie, może kiedyś będę miała szansę poznać
kulturę takich plemion. To jak podróż w czasie, do początków, do Matki Ziemi.