Odwiedziły mnie w weekend moje znajome z Wielkopolski. W upalną sobotę wybrałyśmy się na
targ śniadaniowy na Żoliborzu. Dziewczyny nie mogły się nadziwić, że jedyne normalne jedzenie (z największą kolejką, nomen omen samych panów) było na stoisku restauracji brazylijskiej, gdzie grillowały się steki, żeberka itp. Pozostałe kramiki oferowały bezglutenowe ciasta marchewkowe, wegetariański gulasz (z tofu, słabe to jednak było...), wegańskie spring-rolls i jeszcze całą masę "dziwnego i hipsterskiego" jedzenia, które zadowala tylko nie mniej hipsterską klientelę (czytaj: warszawkę - z perspektywy wielkopolskiej).
|
(c) Instagram |
Po drodze wpadłyśmy jeszcze na kawę i deser do pobliskiej knajpki, gdzie serwowano tapiokę na mleku kokosowym z truskawkami. Dodam, że dziewczyny wracały z krótkich wakacji na Podlasiu, gdzie odwiedzały tatarskie wioski i od tygodnia kosztowały tamtejszą solidną kuchnię - mączną, mięsną, no taką "naszą" po prostu.
Zaczęłam się więc zastanawiać, czy my jednak za bardzo nie wydziwiamy, nie popadamy w jakąś skrajność zachłystując się tą "zdrową" kuchnią, która jest nie tylko dość czasochłonna, ale i kosztowna - przynajmniej dla mnie.
I na tej fali rozmyślań wpadłam na antykampanię do kampanii bezglutenowej - czyli ruch dziewczyn popierających gluten! Za tą kampanią społecznościową (Instagram), żeby nie powiedzieć społeczną stoi już ponad 33 tysiące followersów, a
tutaj tylko kilka z postów. Bardzo fajne, pomysłowe, z dowcipem. Słowem: jedzmy nadal gluten! (ci co mogą oczywiście).