niedziela, 6 stycznia 2013

[43].

Chichera, czyli pani wytwarzająca chichę, ze swoją chichą
Z kolegą R. wybraliśmy się dzisiaj na "Festival de la Chicha". Chicha to napój robiony z kukurydzy. Jej historia jest niesamowita. Zaczęto ją wytwarzać wieki temu i na przykład Inkom służyła jako napój ceremonialny i ofiarny. Robią ją tylko kobiety, mężczyzn się nie dopuszcza. Zanim kobiety rozpoczną proces wytwarzania, jadą w miejsce uznawane za święte i tam składają w ofierze ziarna kukurydzy - by się mnożyły i by chicha było dobra i miała swoją moc. Jeśli kobieta jest zła, to jej chicha będzie też zła - czyli po prostu niedobra w smaku.
Ziarna kukurydzy zalewa się wodą i poddaje fermentacji około miesiąca. Potem przez sito się powstały napój przelewa, by był klarowny. W zależności od kukurydzy i całego procesu, chicha może mieć kolor jasno- lub ciemnożółty, czasem nawet brązowy.
W Kolumbii chicha zatraciła ten indiański charakter, ale jest dobrem narodowym produkowanym w domu i chętnie pitym. To trochę tak jak nasz bimber.
fot. z http://mikesbogotablog.blogspot.com
Festiwal odbywał się w jednej z najstarszych, ale też najbiedniejszych dzielnic Bogoty - La Perseverancia. Dzielnica ta słynie właśnie z wytwarzania chichy i mieszkają tam bardzo już wiekowe chichery, czyli panie, które ją robią. W rzeczywistości wyglądało to tak, że na stoiskach, albo wprost z samochodów starsi panowie i panie sprzedawali świeżutką chichę nalewając ją z ogromnych plastikowych beczek do plastikowych butelek po byle czym. Sanepid by się załamał... ;o)
R. uprzejmie się upewnił, że jestem w Kolumbii wystarczająco długo, jadłam różne rzeczy, więc napój ten nie powinien mi zaszkodzić. Po takim wstępie zdecydowałam, że spróbuję tylko łyka. Spróbowałam, było to dość okropne w smaku - kwaśne i alkoholowe jednocześnie. Z ulgą wróciłam do mojej butelki z normalnym piwem. Usiedliśmy jeszcze na chwilę na boisku, gdzie ustawiono scenę i odbywały się na niej pokazy tradycyjnych, kolumbijskich tańców, takich jak carranga, czy las gaitas, ale też rap i hip-hop. Miło było zobaczyć tą inną "twarz" Perseverancii, radosną, muzyczną, pełną śmiechu dzieciaków, bo na co dzień pracujemy tam w jadłodajni dla bezdomnych i mamy zupełnie inny obraz tego miejsca. A tu taka fajna inicjatywa, tylko chicha jakoś nie przypadła mi do gustu ;o).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz