Zima JL na razie nie zmogła, ciągle dziwi się różnym rzeczom
(ostatnio, że po Wawie, czy Gdańsku jeżdżą taksówki mercedesy -MERCEDESY !!!, że komuś takiego drogiego auta na wożenie pasażerów nie
szkoda!). Jest zachwycony naszym jedzeniem, choć bliskie spotkanie ze śledziem w sosie śmietanowym było niestety porażką, no bo jak można jeść zimną i do tego surową rybę??? Ryba w Kolumbii tylko smażona, no chyba że jest to zapożyczone z Peru
ceviche (podlinkowałam przepis Beaty Pawlikowskiej, bo kto jak kto, ale ona na ten temat naprawdę dużo wie). Cieszy go serdeczność ludzi, ale
trochę się obruszył, jak pan w Gdańsku zaczepiając mnie, gdy robiłam
zdjęcie, powiedział do mnie wskazując na JL: - A ten to Ruski jakiś? - bo
JL kupił sobie taką czapkę uszatkę ze sztucznego futra i przy jego
egzotycznej trochę urodzie faktycznie na jakiegoś obcego wygląda :).
|
JL fejsbukero ;) |
Ciągle też nie może przyzwyczaić się do tego szaro-buro-białego krajobrazu i do martwych drzew (uśpionych drzew - prostowałam ja). W Kolumbii zielono przez cały rok, śnieg tylko wysoko w górach, więc nic dziwnego, że nasza codzienność to dla niego egzotyka.
Trochę się też zmagamy z zawiłymi formalnościami, bo chcemy mu
przedłużyć pobyt i może jakąś pracę znaleźć. Okazuje się to bardzo
karkołomne, bo kraj nasz broni się przed wszelkimi imigrantami jak przed
dżumą, a przed tymi z tzw. trzeciego świata to już w ogóle... Czekamy więc na
decyzje z Wydziału Spraw Cudzoziemców i trochę się stresujemy, ale
jednak staramy się, żeby ten czas tu spędzony był dla niego jak
najfajniejszy. I tak pomyślałam, że może jak już przebrniemy przez te wszystkie formalności (z tarczą, czy na tarczy, bo różnie być może) to podzielimy się naszymi doświadczeniami i radami. Może to się jakimś parom mieszanym, jak my :), przyda.
Acha, zapomniałabym o piwie. Zachwyt JL nad tym trunkiem nie ma granic (tzn. ja ustalam granice ;), bo w Kolumbii są właściwie trzy rodzaje piwa (nie licząc dosłownie kilku eksportowanych) i nie przekraczają one 4,5% alco. Tymczasem u nas w byle jakim markecie całe dłuuuugie półki, nie mówiąc już o ofercie procentowej. Ostatni hit to jakiś porter z 9,5%. Czy to jeszcze ciągle jest piwo, ja się pytam???
Moni, to strasznie fajne patrzeć, jak się toczy dalej Twoja kolumbijska przygoda... całuję
OdpowiedzUsuń