W przeddzień Wigilii wybrałam się do kościoła (niedziela). W trakcie mszy jeden z kleryków rozdawał dzieciakom i innym chętnym grzechotki do robienia hałasu w trakcie śpiewania pieśni. A po mszy odbyła się mała procesja z Dzieciątkiem w żłóbku z okrzykami "Te amamos Nino Jesus!" (czyli kochamy Cię Dzieciątko Jezu). Było to radosne, trochę zaskakujące, ale też takie ujmujące.
Nasz Wigilijny Stół |
Cały dzień krzątałam się więc w kuchni z Marią, Rose (Australia) i Cleo (USA). Menu wigilijne było niezłym mixem: ja przygotowałam barszcz, rybę w pieczarkach, racuchy i sałatkę. Dziewczyny zajęły się przystawkami i słodyczami - pralinki, cornflejksy w czekoladzie, płatki owsiane z czekoladą etc., nadziewane pomidorki koktajlowe, pasta z brie i marynowanej papryki, grzaneczki z twarożkiem i ogórkiem. Do kolacji zasiedliśmy koło 19.00 (Colombian Standard Time ;o).
Niestety opłatek od Rodziców nie doleciał na czas (może doleci na Sylwestra...), więc zaczęliśmy toastem. Były życzenia od wszystkich dla wszystkich i indywidualnie, i mnóstwo śmiechu i żartów, i jakoś udało się bez nostalgii. No i było bardzo międzynarodowo: USA, Australia, Wielka Brytania, Macedonia (zamieszkała w Australii), troje Kolumbijczyków i ja.
Gareth jako Święty |
Potem na stół wjechały słodycze - natilla (taki budyń o smaku karmelowym i kokosowym, tylko o galaretkowatej konsystencji) - tradycyjny świąteczny przysmak w Kolumbii, słodycze zrobione przez dziewczyny i ciasta, które kupiłam w cukierni. Na lody już nikt nie miał siły...
Po kolacji koło północy Kolumbijczycy puszczają sztuczne ognie (huczało do rana) i idą w tango! Zwyczajowo tańczy się do białego rana, a w dzień Bożego Narodzenia trochę odsypia i odpoczywa. My nie poddaliśmy się tej tradycji, trochę jeszcze pogadaliśmy, pobawiliśmy się naszymi prezentami i grzecznie poszliśmy spać.
25 grudnia koło południa ulice były kompletnie puste. Jechaliśmy z Jose Luisem do niewidomych dzieciaków - z cukierkami, piernikami i świątecznymi opowiadaniami, które JL im czytał. Dzieciaki były zachwycone, że ktoś ich odwiedził tego dnia, a ja przeszczęśliwa, że mogliśmy pobyć z nimi chwilę, pogadać, poprzytulać i wspólnie pośmiać się z czytanych historii.
A potem poszliśmy na długi spacer po Starym Mieście i tak minęły święta na obczyźnie :o).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz