środa, 23 kwietnia 2014

[69].

Bogota - czasem słońce, czasem deszcz
Nie mogę nacieszyć się wiosną, każde przejście przez moje osiedle to zachwyt nad drzewami, kwiatami, obsypanymi świeżutkimi liśćmi krzakami. I przypominam sobie, jak JL jeszcze trzy miesiące temu nie mógł się nadziwić, że Polska w zimie jest czarno-biała. Mam nadzieję, że ta eksplozja wiosennej zieleni na nowo go zachwyci.
Tak bardzo mi tego brakowało, bo przecież przez ponad rok mieszkania w Bogocie ciągle była ta sama pora roku! Żadnego zaskoczenia, żadnej zmiany, no może taka, że jednego dnia było zimno, drugiego bardziej zimno, albo w miarę ciepło, albo całkiem ciepło...
Nigdy, ale naprawdę przenigdy nie zaznałam w stolicy Kolumbii letnich upałów, może przez to, że leży w kotlinie i to na wysokości ok. 2500 m npm, a może przez złośliwość samej natury. Jednego dnia mogło być przez chwilę gorąco w słońcu, by za moment, gdy skryło się za chmurami, drżeć z zimna i zakładać na siebie co się da. I nieodłączny gadżet - parasol, który często wobec deszczowych wichur, okazywał się zupełnie bezużyteczny. Jedyne czego w Bogocie nie było, to śnieg.
Bogota wiecznie zielona, nudaaaa ;)
A w Warszawie inaczej, i wiosna nigdzie nie jest tak piękna :).
Norma w Bogocie i okolicach - nucimy z Edi deszczową piosenkę ;)

1 komentarz:

  1. a ja się ostatnio uśmiechnęłam słysząc sprzedawcę parasoli: "paraguas, paraguas, sombrillas" - czyli parasole oferował zarówno jako chroniące przed deszczem, jak i dające cień :-) Co w Bogocie ma jak największy sens - kiedy ostatnio wyszłyśmy z Eriką, kłębiły się ciemne chmury - godzinę później osłaniałyśmy się parasolem przed palącym słońcem.:-) buziaki

    OdpowiedzUsuń