Jo podrzuciła mi ostatni Duży Format z artykułem pt. „To myjesteśmy Macondo, do cholery!”. Smutny bardzo obraz miejscowości Aracataca z
niego wyziera. Tam urodził się Gabriel Garcia Marquez, ale mieszkał tam tylko
jako dziecko. Co nie zmienia faktu, że wielu jego biografów, i on sam zresztą twierdził,
że wiele pomysłów na swoje historie zaczerpnął właśnie ze swojego rodzinnego
miasta. A to z kolei jego mieszkańcom pozwala sądzić, że to oni są spadkobiercami
Macondo. Jeden z byłych burmistrzów Aracataki promuje nawet pomysł zmiany nazwy
miasteczka na Macondo właśnie. Zainteresowanych odsyłam do artykułu, bo jest
naprawdę ciekawy, a na mnie zrobił ogromne wrażenie i wprawił w straszny
smutek.
fot. www.unipymes.com |
I to właściwie tytułem wstępu do czegoś, co się wydarzyło
niedawno. Mieliśmy burzliwą dyskusję z JL, gdzie ja, z pozycji optymisty,
broniłam jego kraju, a on, z pozycji realisty (nie pesymisty – jak się
zgodziliśmy oboje), próbował mnie przekonać do swoich racji, że Kolumbia się
stacza i nigdy nie będzie normalnym krajem.
Co mnie już na początku rozśmieszyło, to to, że wysnuł ten
sam postulat, który my mieliśmy jako dzieci w głębokiej komunie: żeby USA
wypowiedziały wojnę Polsce, to nareszcie mielibyśmy wszystko! I JL, który
przecież nie mógł o tym wiedzieć, powiedział dokładnie to samo: że idealnym
wyjściem dla Kolumbii byłoby zajęcie jej terytorium przez Amerykanów. Na
szczęście Kolumbia to nie Krym, a USA to nie Rosja. Co nie zmienia faktu, że
rzeczywiście ziemie na przykład nad Pacyfikiem są masowo wykupywane przez
zagraniczne koncerny i rząd na to wszystko zezwala, ciesząc się chwilowym
przypływem gotówki, która według JL nigdy nie trafia na cele państwowe, tylko
do prywatnej kieszeni polityków. Ówczesny prezydent Santos jest m.in. z tego
powodu krytykowany, że wyprzedaje własny kraj. Ja o tym wszystkim wiem, i
przyznawałam JL rację, ale uświadamiałam mu też, że mieszkając przez ponad rok
w Bogocie widziałam pozytywne zmiany w tym mieście, a więc i poniekąd kraju: że
młodzież jest coraz bardziej ambitna, że chce się kształcić, że Kolumbijczycy
szukają możliwości studiowania zagranicą, że otwiera się wiele międzynarodowych
firm, ale też że samo miasto robi bardzo dużo dla mieszkańców – liczba darmowych
imprez jest tam naprawdę powalająca, od fantastycznych festiwali
Gabriel Garcia Marquez |
Ja się upierałam, że na pewno mniej czasu, że może 10-15 lat
i na pewno będzie widać pozytywne zmiany.
I właściwie odłożyliśmy temat na półkę. A potem przeczytałam
ten artykuł w DF… I chyba muszę się przyznać JL, że już nie jestem taką
optymistką :o(.
Kolumbia to piękny kraj, tylko korupcja i złe rządy nie pozwalają wykorzystać potencjału - to refren, jaki powtarza się w wielu moich rozmowach z Kolumbijczykami: taksówkarzami, studentami, nauczycielami, nawet wujkiem Moni ;-) Teraz część z nadzieją czeka na powrót Petro.
OdpowiedzUsuń