sobota, 12 kwietnia 2014

[68].

Dobiegamy końca ze wszystkimi formalnościami zalegalizowania pobytu JL w Polsce (tak, tak, sama nie mogę w to uwierzyć). Niewiele mi brakuje, żeby zamieszkać na ul. Długiej, bo w Wydziale Spraw Cudzoziemców bywam częściej niż w rodzinnym Lublinie...
A oto garść absurdów, przez które musieliśmy przejść - wybrałam tylko te największego kalibru, bo gdyby tak chcieć wylistować wszystko, to ta strona przewijałaby się w nieskończoność.
Absurd 1) - nikt, ale to kompletnie nikt z urzędników nie mówi w jakimkolwiek cywilizowanym języku, nawet jeśli wezwą cudzoziemca na spotkanie, to musi on przyjść z własnym tłumaczem; no bo właściwie po co im języki obce? przecież to tym przyjezdnym zależy żeby mieszkać w Polsce, to niech się nauczą polskiego!
Absurd 2) - w oczekiwaniu na decyzję o pozwolenie na pobyt cudzoziemiec musi mieć wykupioną polisę ubezpieczeniową z kosztami leczenia (zwykłe NNW nie wystarczy, co oznacza, że średnio za miesiąc takiej polisy trzeba zapłacić prawie dwie stówy) - i wszystko super, tylko to ubezpieczenie jest wymagane nawet jeśli cudzoziemca nie ma w Polsce! płacę więc koszty leczenia za kogoś, kto z tego w życiu nie skorzysta, bo nie ma tytułu do bycia w naszym kraju... na moje pytanie o bzdurność tego wymogu usłyszałam: taka jest ustawa.
Absurd 3) - urząd, aby podjąć decyzję o wydaniu zezwolenia na pobyt żąda ważnego dokumentu umożliwiającego pobyt (np. wiza - co jest kompletnie bez sensu, bo jak ktoś ma wizę, to ma gdzieś ubieganie się o pobyt) albo potwierdzenie, że się wyleciało z Polski i wtedy oczekuje się na decyzję ustanawiając pełnomocnika; no więc tym pełnomocnikiem jestem ja, dostarczyliśmy skany paszportu z pieczątkami opuszczenia strefy Schengen przez JL i wylądowania w Kolumbii, a tu ni stąd ni zowąd przychodzi z urzędu pismo, że JL ma się stawić na przesłuchanie! idę więc i pytam, jak ma się stawić, bo przecież jest w swoim rodzimym kraju i nie ma tytułu na ponowny wjazd do Polski, bo czekamy na pozwolenie na pracę i na pobyt. cisza. aż w końcu urzędnik rezolutnie: proszę napisać pismo! i zadowolony, że tak mi super doradził...
rys. Jakub Borkowski
Absurd 4) przynoszę ostatnie dokumenty wymagane do wydania decyzji o pozwolenie na pobyt, czyli m. in. umowę o pracę dla JL. ale ta umowa nie jest podpisana przez pracownika - zauważa urzędnik. no nie jest, bo pracownik jest w Kolumbii i przyleci dopiero jak dostanie wizę pracowniczą, czyli 15 maja. no ale umowa jest dwustronna, więc musi być podpisana przez pracownika. nie może pani wysłać, żeby podpisał? oczywiście, że mogę, tylko wysłanie jednej strony A4 do Kolumbii kurierem kosztuje 260 pln! naprawdę muszą mieć państwo ten podpis? mogę uzupełnić, jak tylko pracownik doleci... - próbuję brać urzędnika na litość. pani pisze oświadczenie - rzucił. z radością. napiszę kolejne oświadczenie, jeśli to mi pozwoli zaoszczędzić przynajmniej na DHLu.

I tak sobie myślę, że jeśli ktoś jest obcokrajowcem i chciałby pracować i mieszkać w Polsce, a nie zna polskiego i nie ma nikogo bliskiego, kto by mu pomógł przebrnąć przez ten urzędniczy galimatias, to on nie ma szans. I to prawo jest tak właśnie skonstruowane, żeby taki obcy się już po pierwszej wizycie w takim urzędzie zniechęcił i żeby wracał skąd przybył. Polska dla Polaków!
No kurza twarz....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz