Z organizacją TECHO (pol. dach) zetknęłam się podczas pobytu w Kolumbii. Nasza fundacja była z nią zaprzyjaźniona. W dużym skrócie: TECHO buduje domy dla najbiedniejszych w całej Ameryce Łacińskiej - ma swoje oddziały w 19 krajach, w tym na Karaibach.
|
(c) www.techo.org/colombia |
|
Nie przyłączylibyście się do takiej organizacji? :o) |
Do tej pory udało się pomóc 85 tys. rodzin, które wspólnie z wolontariuszami budowały dla siebie dom. Na tym bowiem polega cała filozofia tej organizacji: pozyskuje materiały do skonstruowania prostych, funkcjonalnych, niewielkich domów od firm komercyjnych (darczyńcy), a do budowy zaprasza samych zainteresowanych i właśnie wolontariuszy. Pamiętam, że F. wzięła udział w takiej akcji. Akurat budowano kilka domów w odległej od centrum Bogoty dzielnicy, położonej na zboczach gór. Wszystko trwało dwa pełne dni, powrót trzeciego koło południa, po wspólnym posiłku z rodziną, która właśnie otrzymała nowy dom. F. opowiadała, że wszystko było świetnie przygotowane - podzielono wolontariuszy na brygady, w każdej był ktoś, kto znał się konstruowaniu domów i instruował resztę. Spało się albo pod namiotami, albo już pod dachem (stąd nazwa fundacji), który udało się przed nocą postawić. Wszyscy wspólnie przygotowywali posiłki i spędzali razem czas. Podczas tych niemal trzech dni zarówno rodziny, jak i wolontariusze bardzo się do siebie przywiązują. I nie chodzi tu tylko o wdzięczność potrzebujących i chęć pomocy ze strony wolontariuszy, ale też o zwykłą ciekawość siebie, radość przebywania w często bardzo międzynarodowym towarzystwie, o sytuacje stresujące (gdy na przykład leje deszcz i skutecznie utrudnia budowanie), ale też śmieszne, gdy dochodzi do nieporozumień językowych i obyczajowych. Pamiętam, że F. po powrocie była trochę zaziębiona, nieźle poobijana, ale bardzo szczęśliwa - od razu widziała efekt swojej pracy i rodzinę, której udało się realnie pomóc. Myślę, że w pracy wolontariackiej to jest właśnie najcenniejsze - "making a difference", jak zwykliśmy mówić.
Od tamtej pory śledzę TECHO i z podziwem patrzę, jak się rozwija. Ma niezwykle aktywny profil na
FB i w innych mediach społecznościowych. I na pewno to, co ich wyróżnia, to świetnie zaprojektowane, pełne emocji i dobrej energii plakaty, posty, ulotki, dosłownie wszystko, poprzez co się promują. Są niezwykle aktywni także w tzw. "realu" - w samej Bogocie nieustannie organizują happeningi i inne akcje zachęcające do przyłączenia się do ich organizacji jako wolontariusz. Błyskawicznie reagują też na to, co się dzieje w świecie. Pamiętam, że po śmierci Michaela Jacksona, czy Steve'a Jobsa, pięknie wykorzystali ich myśli - zarówno wizualnie, jak też emocjonalnie, z poszanowaniem dla zmarłych, bez sensacji. Tak jak dzisiaj - z okazji rocznicy śmierci Papy.
Na swojej stronie piszą, że do tej pory w ich działaniach na rzecz zwalczania ubóstwa i pomocy najbiedniejszym w Ameryce Łacińskiej wzięło udział 500.000 wolontariuszy. I niech działają!