wtorek, 21 sierpnia 2012

[12].

Fota z bloga http://eldespacio.wordpress.com
Wsiada człowiek zmęczony po pracy do autobusu i ma nadzieję odpocząć, bo miasto duże, korki wszędzie, to i czas wolniej płynie... Nic z tego. Co chwilę do busa pakuje się jakiś "sprzedawca". Kierowca dobrotliwie go wpuszcza bez biletu, czasem za cukierka czy lizaka, a czasem za friko. No i wtedy zaczyna się... Bo każdy "sprzedawca" ma swoją historię! Oto przegląd najpopularniejszych:
1. Sprzedawca cukierków, karmelków, lizaków, czekoladek, gum do żucia i innych temu podobnych produktów do umilenia czasu w korku - pan (rzadziej pani) wita się z pasażerami i czeka aż wszyscy odwzajemnią powitanie (Muy buenas tardes a todos! ... chwila ciszy... buenas... buenas tardes... tardes... - to my, zmęczeni życiem pasażerowie). Potem roznosi po całym autobusie swój towar i upewniwszy się, że każdy może pomacać, powąchać etc. zaczyna swoją tyradę: że to świetny produkt, bardzo smaczny, taniutki i że kupując go robicie naprawdę świetny interes. Potem znowu obchodzi cały autobus i albo inkasuje od chętnych, albo zbiera swoje produkty do siatki, pudełka, plecaka..., uprzejmie dziękuje za uwagę i wysiada, wylewnie przy tym dziękując również kierowcy. Sprzedawca numer jeden to urodzony marketingowiec.
2. Sprzedawca numer dwa bierze nas na litość. Najczęściej ma jakieś do niczego nieprzydatne badziewie, a to magnesiki, a to koraliki (hand made), rzadziej święte obrazki. W tym wypadku trzeba wysłuchać historii jego życia - rzewnej, tragicznej i bez (na razie) happy endu, mniej więcej w tym tonie: Od pięciu lat tułam się po ulicach Bogoty, bez stałej pracy i kontaktu z rodziną, która mnie wyrzuciła... Śpię na ulicy, żywię się tym, co dobrzy ludzie mi dadzą i nie poddaję się! Mam nadzieję, że docenią Państwo moje starania, aby wyjść na prostą, dlatego tu jestem i sprzedaję moje... (tu dowolnie wstawić nazwę oferowanego towaru). Dziękuję za wszelkie wsparcie, może być moneta, może być tysiąc pesos, albo dwa, nie ważne, będę się cieszył z każdego grosza. Niech dobry Bóg wam błogosławi, gracias, mil gracias... Oczywiście najczęściej nikt jego towaru nie chce, ale zawsze znajdzie się jakaś litościwa dusza, która coś wrzuci do czapki.
3. Kolejny typ to "sprzedawca-performer" - pewny siebie ładuje się do autobusu i od razu załącza swój bumbox. Bardziej doświadczeni wymyślają na poczekaniu słowa swojej rapowej piosenki nawiązując do pasażerów, którzy im wpadną w oko. Mniej wprawni jadą karaoke. Tak czy inaczej, przez jakieś 10 minut ryk jest w autobusie niemiłosierny. Po performansie następuje znów krótki życiorys, zbiórka, podziękowanie, pa!
4. Typ czwarty, ostatni, to głównie panie/dziewczyny. One nie mają czasu do stracenia, szybko mówią co mają do zaoferowania, czasem nawet nie rozdają produktu do pomacania, tylko od razu pytają kto zainteresowany kupnem. Nikt, doskonale, już mnie nie ma. Gwizd (profesjonalny!) i już pakują się do następnego autobusu.
I w takim towarzystwie mija mi większość czasu mojej podróży do domu. Docieram bardziej skonana niż po pracy i jak niczego na świecie, pragnę ciszy...

3 komentarze:

  1. w Mexico City mają jeszcze rodzaj piąty: panów z głośnikami zainstalowanymi w plecakach, na cały regulator puszczających kawałki piosenek z chałupniczo nagrywanych na CD składanek z hitami - oczywiście na sprzedaż :-) no i ciekawostka - jedyny raz, kiedy widziałam, że ktoś coś kupił od metrokrążcy, chodziło o.... krem przeciw grzybicy stóp. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. nieźle... tutaj takie kremy, czy raczej specyfiki, po trudno powiedzieć, co jest w środku, można dostać na ulicy, a wszystko zachęcająco zobrazowane zdjęciami, na co ten specyfik pomaga, brrrrr....

    OdpowiedzUsuń
  3. nie musi pomagać, grunt, żeby nie szkodził ;-) E.

    OdpowiedzUsuń