piątek, 24 sierpnia 2012
[13].
Miałam dziś spotkanie z zaprzyjaźnionym dziennikarzem (tzn. poleconym przez znajomych). Cel był taki, żeby dowiedzieć się, jak tu w Kolumbii funkcjonują media, co się sprawdza, co nie. Taki rekonesans, myślałam sobie. Niestety trafiłam na typa pt. "Baby-I-explain-you-the-world"... Zupełnie zignorował moje wyjaśnienia, że ja się trochę znam na PRze i wiem, że kontakty są niezwykle ważne i że budowanie sieci kontaktów też, i że czasem to kosztuje, i że najlepiej to się znać z celebrytami, albo innymi ważnymi osobami, do których on OCZYWIŚCIE kontakty ma, ale to też kosztuje... Na początku to było nawet interesujące, potem lekko nudne, aż w końcu zrobiło się irytujące. Kiedy wreszcie udało mi się dorwać do głosu i wyjaśnić, że ja tak naprawdę to chcę tylko wiedzieć, czy to jest ogólnie przyjęte, że wysyła się informacje prasowe mailem, a potem dzwoni (klasyczny follow-up), a potem po prostu buduje długofalowe relacje z dziennikarzem różnymi sposobami i narzędziami, jak wiadomo, to Carlos spojrzał mi głęboko w oczy i zapytał sceptycznie: - a dlaczego akurat twoja informacja miałaby zainteresować media? I wtedy odetchnęłam z ulgą. Czyli jest tak samo! Hurra! W poniedziałek strzelamy z procy! Trzymajcie kciuki!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz