poniedziałek, 27 sierpnia 2012

[14].


W weekendy Argenis (trzyma porządek w naszym apartamencie i gotuje dla nas) ma wolne. To oznacza, że przygotowujemy sobie posiłki sami z tego co znajdziemy w kuchni. Obserwacja, co jedzą w takie dni moi wolontariusze, nieustannie wprawia mnie w zdumienie i rozbawienie zarazem.  Oto kilka przykładów, co można zjeść na śniadanie:
- znalezioną w lodówce sałatkę z poprzedniego dnia (kapusta pekińska, marchewka, pomidory, ogórki i inne chrupiące surowe warzywa w sosie winegret) wrzucamy na gorący olej, smażymy jakąś chwilę i na koniec wbijamy dwa jajka, i robimy jajecznicę – to pomysł Haruki z Japonii;
- podeschnięte już nieco toasty obracamy w rozbełtanym jajku, smażymy na tłuszczu, a potem na talerzu polewamy obficie syropem klonowym – to Lupe z USA;
Frijoles z ryżem właśnie
- z czterech jajek smażymy jajecznicę, toasty robimy jak wyżej (podejrzane u Lupe’go), a to wszystko zagryzamy surową dynią – kolega myślał, że to owoc… cóż, w kolorze i kształcie trochę przypomina papayę, ale żeby tak zupełnie smaku nie rozróżnić??? – to Josh, też z USA;
- namierzoną w lodówce breję z fasoli (popularne tu danie zwane frijoles) podgrzewamy w mikrofalówce, a następnie zjadamy razem z pszenną bułką podgrzaną w tosterze – a la hamburger – to Rose z Nowej Zelandii.
W okolicach lunchu Terrene z Australii zapytała mnie jak się gotuje ryż… Znalazła resztkę wspomnianego wyżej frijoles i pamiętała z czwartku, że Argenis serwowała go z ryżem właśnie.

Jest jeszcze nadzieja w tym młodym narodzie wolontariackim ;o).

2 komentarze:

  1. kreatywne gotowanie :-) buziak, E.

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz więcej, czytam wszystko po kilka razy...

    OdpowiedzUsuń