Nowa znajomość, nowe informacje... Angela, szefowa fundacji Caluce, oświeciła mnie dzisiaj, że w Kolumbii można założyć fundację w pięć minut, co oznacza, że w ostatnich latach powstało ich tyle, że naprawdę trudno znaleźć wartościowych darczyńców. Co więcej, prawie wszystkie liczące się firmy zakładają swoje fundacje, a często są to normalne przedsiębiorstwa mające tylko "Fundación" w nazwie. Angela, żeby od czasu do czasu zapewnić większy wpływ środków na realizację celów jej organizacji, organizuje np. loterie, albo bingo... To akurat kojarzy mi się z filmów z czymś takim...
Kolejny temat do przemyśleń i do przepracowania tutaj.
Póki co mamy weekend, salsowy oczywiście. Jeśli ktoś (ja) brał w Wawie lekcje salsy i wydawało mu się (mi), że to będzie całkiem przydatne i że zaszaleje na tutejszym parkiecie, to się mylił... Salsa owa z kolumbijską nie miała kompletnie nic wspólnego. Co więcej, dziewczyny tańczą tutaj salsę w klapeczkach na obcasiku, w tenisówkach, trampkach albo kozaczkach EMU i można się skichać chcąc się do nich upodobnić... A Latynosi..., matko! ;). Nie poddajemy się jednak tak łatwo, lekcja numer 1.
Vamos!
po dobrej robocie zasłużony odpoczynek :-) jesteś Zorbą w żeńskim wydaniu (własnie czytam książkę). Nie wiem jeszcze, jak skończył Grek, ale Ty na pewno odniesiesz sukces :-) buziaki :-)
OdpowiedzUsuńa o tych kroczkach, co prezentuje maestro, nie słyszałam! powodzenia na parkiecie :-)
OdpowiedzUsuńOj ogniście się robi. Ogniście. Ja nie wiem, czy po powrocie nie założysz szkoły tańca salsy kolumbijskiej...:)?
OdpowiedzUsuńhm, jest to jakaś myśl, tylko nauczycieli trzeba stąd zaimportować ;)
OdpowiedzUsuń