sobota, 21 lipca 2012

[6].


To teraz jeszcze o panach tańczących salsę, bo o ‘dziewczynach-latinach’ już było.
Panowie, w trampkach najczęściej, spodniach od dresu i bluzach, zachowują się jak królowie parkietu. Popisują się, który zna bardziej odlotowe kroki, puszą niczym pawie i dość krótko trzymają swoje partnerki, którym głównie pozostaje wirować jak fryga, albo próbować nadążyć szybkością kroków za swoim panem. To nawet dość zabawne, bo to zazwyczaj kobieta w tańcu wywija, prowadzona przez partnera, który niejako pozostaje w cieniu. Tutaj jest zupełnie odwrotnie. Siedziałam sobie na stołeczku i podziwiałam ten spektakl w jednym z klubów salsowych, od czasu do czasu tylko zapraszana do tańca. No bo czy gringa może w ogóle umieć tańczyć vallenato, albo bachatę??? Rozjechałam się na obrotach tym razem, ale myślę, że osiągnęłam poziom drugi (w skali 10-stopniowej, przyjmijmy…)

Aaaa, o telefonach jeszcze miało być. Komórkowych rzecz jasna. Nie wiem jak to się dzieje, ale tu prawie wszyscy mają BlackBerry… Gdzie nie spojrzysz, to wszyscy siedzą z tymi telefonami na Fejsie. W Ameryce Łacińskiej 118 mln ludzi ma profil na FB, a Bogota, Meksyk i Buenos Aires są w topowej „10” pod względem liczby użytkowników.
Korzystanie z komórek jest tutaj jednak o wiele bardziej złożone. Otóż: można wykupić sobie abonament, ale zazwyczaj wszyscy kupują kartę SIM i ją po prostu doładowują. Nie doładowują jej jednak, żeby dzwonić, tylko żeby ew. wysyłać SMSy i odbierać telefony, bo dzwoni się z innych telefonów. Wtedy jest taniej. Mam więc swoją komórkę, ale jak chcę zadzwonić do znajomych, to idę do takiego pana (albo pani), który sobie ma kilka komórek na łańcuszkach, pożyczam sobie taki aparacik, wykręcam numer, gadam i płacę panu/pani jakieś grosze. Co to powoduje? A no to, że jak ktoś dzwoni na moją komórkę, a ja odbieram i się przedstawiam imieniem (bo nazwisko zbyt skomplikowane jak na te warunki), to ZAWSZE słyszę: „Con quien hablo?”, czyli z kim rozmawiam? Dzwoni na mój numer przecież i pyta z kim gada! Jeśli już, to ja powinnam zapytać, no nie? Zatem przedstawiam się uprzejmie jeszcze raz i z kolei jak ja nie zidentyfikuję interlokutora, zadaję magiczne pytanie: „Con quien hablo?”. I tak sobie wymieniamy uprzejmości, zanim w czasie latynoskim dojdziemy do sedna sprawy, czyli powodu, dlaczego ktoś do mnie dzwoni… No właśnie, gdyby tu było tak, że każdy ma telefon po to, żeby nie tylko go odbierać, ale też z niego dzwonić, to pewnie byłoby prościej, a tak nigdy nie wiadomo kto do ciebie dzwoni i czy się dodzwonił do właściwej osoby, no więc pyta… Dziś dzwonił O. Oczywiście nie ze swojego telefonu. Na szczęście poznałam po głosie, a on nie pytał, z kim gada ;o).

1 komentarz:

  1. pamiętam takie obnośne "budki telefoniczne" z Peru :-) a z salsą to mnie zaskoczyłaś, nie sądziłam, że Kolombianos tacy wymiatacze!

    OdpowiedzUsuń