Pobudka o 6 rano. Jedziemy na nowy projekt. Cztery dziewczyny, każda z nas ma jakieś oczekiwania, wyobrażenia i obawy. Siedzimy w aucie, nie gadamy, tylko myślimy. W końcu Elleen pyta, jak to będzie wyglądało. Żeby trochę rozładować atmosferę, rzucam ze śmiechem: "Prositutes, drugs and guns. Let's have fun!". Zostawiamy auto w centrum i czekamy na Brata Javiera ze zgromadzenia "Servidores del Servidor" pod patronatem Ojca Pio. Potem taksówką jedziemy do samego serca Bogoty - to tzw. Bronx (nie przypadkowo ma taką nazwę) - główne centrum handlu narkotykami, bronią i alkoholem. Na jednym z parkingów czeka już w kręgu około 50 osób, młodzi, starsi, niektórzy z rodzinami, przyjaciółmi. Wśród nich bracia i siostry ze zgromadzenia. Jedna z nich prowadzi modlitwę a potem objaśnia, jak będziemy rozdawać kanapki i gorącą czekoladę bezdomnym. Sprawnie dzielimy się na małe grupy - my we cztery z Javierem. Ja odpowiedzialna za duży termos z czekoladą, Susi i Elleen dostały po worku z kanapkami, Moni - plastikowe kubeczki. Ktoś nam radzi, żeby lepiej zdjąć kolczyki, pierścionki, a telefony komórkowe zostawić w samochodach, które zostają na parkingu. Ja w czapce, żeby nie było widać moich blond włosów, choć i tak nie da się ukryć, że nie jestem stąd, bo co chwila ktoś mnie zagaduje i pyta skąd jestem.
Ruszamy. Idziemy niczym demonstranci, tyle że zamiast transparentów mamy termosy z kanapki. Mijamy szpital, park i skręcamy w Calle 9. Tu zaczyna się inny świat... Mężczyźni w różnym wieku śpiący na ulicy, przemykające kobiety, niewiele dzieci. Domy zrobione najprostszym sposobem, z byle czego, byle jak. Zatrzymujemy się na skrzyżowaniu, gdzie już ustawiła się ogromna kolejka bezdomnych. Tłumy ludzi. Bracia i siostry pozdrawiają ich serdecznie, z niektórymi witają się po imieniu. Przystępujemy do dzielenia ich na 16-osobowe grupy. Jestem pod wrażeniem, jak sprawnie to przebiega. Javier najpierw wita się z oczekującymi w kolejce na posiłek mężczyznami, potem instruuje ich i szybko odlicza: 16-tu za Lauritą, 16-tu za Sandrą, 16-tu za Jose (to siostry i bracia ze zgromadzenia). Nasza grupa zgarnia ostatnią 17-stkę z kolejki. Idziemy na sąsiednią ulicę. Mężczyźni siadają pod jednym z domów. Javier wita się z nimi jeszcze raz, przedstawia każdą z nas i my też podchodzimy się przywitać. Moni rozdziela kubki, ja nalewam każdemu gorącej czekolady do połowy kubeczka (zgodnie z instrukcjami). Potem Javier odmawia z nimi krótką modlitwę, zachęca, by zawierzyć Bogu i zaufać, że każdy z nas ma szansę na lepsze życie. Jest dla nich niezwykle serdeczny i otwarty. Niektórzy to odwzajemniają, inni pasywnie czekają, nieobecni wzrokiem, ciałem... Potem przekonujemy się, że czasem bardziej niż chleb potrzebna jest właśnie rozmowa.
Dziewczyny rozdają kanapki, ja znów nalewam czekoladę, tym razem do pełna, i staram się z każdym zamienić choć słowo. Jeden z nich, młody, ładny chłopak, widać, że uzależniony od narkotyków, wydaje się być zupełnie obojętny na wszystko. Zagaduję go, jak ma na imię, czy mieszka tu w okolicy. Grzecznie odpowiada, pewnie nie chcąc robić mi przykrości, ale tak naprawdę, to jest daleko stąd...
Rozdzielam resztkę czekolady, zatrzymuję się na dłużej przy starszym mężczyźnie, żeby z nim pogadać. Inni pytają mnie skąd jestem, co tu robię. Niesamowita atmosfera. Pamiętam moją reakcję na bezdomnych z Polski. Tu zmienia się wszystko. Wyłącza mi się zmysł węchu, z serdecznością poklepuję naszych podopiecznych na pożegnanie. To ludzie tacy sami jak my, zasługujący na szacunek i dobroć. Po prostu mieli mniej szczęścia w życiu.
Wracamy na parking. Dzielimy się wrażeniami. Ktoś rozdaje drożdżówki (w końcu większość z nas przyjechała tu bez śniadania, bo tak rano i to jeszcze w niedzielę). Potem znów wspólna modlitwa i żegnamy się z Javierem i innymi, którzy pytają nas, czy wrócimy. Jasne, że tak.
Na Youtube znalazłam video, które dokładnie pokazuje jak to dziś wyglądało. Nawet kilka osób z tego filmu poznałam dzisiaj.
A dla ciekawych (i znających hiszpański) - bardzo interesujący artykuł o Bronxie.
Monik, Twoja relacja taka prosta, a taka poruszająca.... uściski, e.
OdpowiedzUsuń