A było to tak...
W minioną środę, 31 października, wsiadłam rano do autobusu w moim wiedźmowym przebraniu: długa sukmana, pająki we włosach, tylko mój płaszcz powłóczysty miałam schowany w torbie, bo poruszanie się jest trochę trudne, szczególnie jak się człowiek spieszy. Na następnym przystanku wsiadła cat-woman, potem clown i dwie księżniczki, nieletnie. Na ulicach co chwila przemykały się jakieś wampiry, postaci z Alicji w Kranie Czarów, inne wiedźmy, wróżki, umarlaki, etc.
Dylan z Danielle |
Z nauczycielami Sandrą i Edwarem |
Sofia, moja gwiazda |
Wieczorem, wracając z lekcji angielskiego (ciągle w sukmanie, ale już bez pająków w włosach, bo gdzieś zwiały w międzyczasie ) byłam świadkiem, jak w Bogocie obchodzi się Halloween na wzór amerykański, a może nawet przerosło to Amerykę. Czekając na autobus stałam przed apteką. Co minutę, dosłownie, wchodziły do niej przebrane za wszystko co możliwe dzieciaki z rodzicami, ciotkami, starszymi braćmi, siostrami etc. z tym samym tekstem co moje dzieciaki powyżej. Biedna pani magister miała już chyba chrypę od odprawiania tych gości, bo o ile na początku mogła mieć nawet jakieś cukierki, to po półgodzinie wyczerpałby się jej nawet kontener... Niezrażone tym dzieciaki ruszały dalej: do piekarni, punktu xero, fryzjera, prywatnego domu, pana parkingowego, wszędzie! To było coś naprawdę niesamowitego. Wcale mnie więc nie zdziwiło, gdy na drugi dzień zapytana przeze mnie moja uczennica Andry (lat 12) ile cuksów zgromadziła, odparła dumnie wydymając usteczka: 379. Ja z moimi 12 (w tym jeden lizak) mogłam się oczywiście schować...
przenikliwy wzrok czarownicy zniewala, przyznaję
OdpowiedzUsuń