czwartek, 5 maja 2016

[110.] Kolory, zapachy, smaki

Dzisiejszy dzień był ich pełen.
Zaczęliśmy od warsztatu jak przygotować ofiarę z kwiatow balijskim bogom.
Wszystko ma tu znaczenie,  i rodzaj liścia:  - bananowy jest dość tani, służy do ofiar prostych - kładzie się na nim tylko garstke ryżu; - lisc kokosowy ma być młody i stary, ten drugi kładzie się na dno koszyczka, który się konstruuje z liścia młodego i łączy ostrym patyczkiem z bambusa. Bambus z kolei symbolizuje równowagę emocji, jeśli będzie się go wpychalo w liście za mocno, złamie się,  co oznacza, że mamy dużo negatywnych emocji w sobie (kurka, mi się złamał kilka razy..., równowagi brak), z kolei jak się będzie wpychalo patyczek za słabo, to liście się nie dadzą przebić - za mało pozytywnej energii.  No balans potrzebny jak nic.
Jak nam się już udało skonstruować koszyczek,  to zaczęliśmy je wypełniać płatkami kwiatów,  od dołu,  potem w prawo i w lewo, na górze i w srodku; pierwszy kolor czerwony dla boga brahma symbolizujacego ogien; drugi kolor różowy lub biały dla boga iswara symbolizujacego wiatr; potem bordowy/fioletowy dla boga wisnu, który symbolizuje wodę; żółty dla boga maha dewa symbolizujacego ziemię i ostatni, zielony, na Bali kwiat zastępowane przez zioło,  bo zielonych kwiatów nie ma, dla boga siwa, odpowiadającego za równowagę  (!). Z naszymi ofiarami mieliśmy się obchodzić delikatnie, w święty sposób,  nie kłaść ich na ziemi, nie przewrócić, nie szturchac. Do pełnego złożenia ofiary brakowało tylko kadzidełka - gdy się wypali,  ofiara staje się śmieciem. I tak dwa, trzy razy w ciągu dnia. Niezwykłe.
W drugiej części dnia mieliśmy lekcję gotowania. Bardziej to była kuchnia azjatycka, niż balijskim,  czy indonezyjska,  ale za to nauczyłam się robić spring rolls na modłę balijska i smażone banany, które też były w wersji z białym serem i polane czymś podobnym do czekolady - pomyślałam,  że Kolumbijczykom, którzy piją gorąca czekoladę,  w której pływa kostka białego sera (gumowatej konsystencji i trochę bez smaku), właśnie ta wersja bardzo przypadłaby do gustu. Wszystko oczywiście smażone w głębokim tłuszczu,  ale jakże dobre!
No i na dokładkę jeszcze, mieliśmy dziś wieczorem powitalno -pożegnalna kolacje dla wszystkich wolontariuszy (zmiana turnusu, tak to nazwę...). Była nas pewnie z setka, ale wszystko dość sprawnie zorganizowane, a jedzenie pyszne! Mnie zachwycił typowo balijskim deser: podprazone wiórki kokosowe zawiniete w ciasto przypominające to na nasze pierogi, tylko bardzo gumowate i kleiste,  a to z kolei zawiniete w trójkąt z liścia palmy kokosowej chyba i obgotowane,  mniam!
I taki to był właśnie pełen zmysłowych rzeczy dzień. Bardzo mi się tu podoba. Jutro napisze o lokalesach,  idziemy do jednej z ich najważniejszych świątyń.  Bardzo jestem ciekawa tych ceremonii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz