Straszne były korki dzisiaj po drodze, więc spóźnilismy się do szkoły prawie pół godziny. Na szczęście dzieciaki czekały. Co więcej, w mojej klasie nagle się objawiło prawie 20 uczniów, co miało dla mnie znaczenie, bo byłam dziś sama. Dina postanowiła wyjechać wcześniej, więc cała lekcja była na mojej głowie. Nie wiem czemu zawdzięczalam tak wysoką frekwencję dzisiaj, ale mam nadzieję, że dzieciaki opowiedziały swoim innym kolegom, że u nas jest fajnie i co poniektórzy wpadli się przekonać (wiem od naszych koordynatorów, że czasem tak się dzieje). Mam nadzieję, że nie zawiodłam ich oczekiwań, bo ja bawiłam się dziś z nimi świetnie. Najpierw graliśmy w grę 'Taste the nature' - przywiozłam ze sobą całą torbę różnych owoców i warzyw. Dzieciaki zgłaszaly się na ochotnika, zawiazywalismy im oczy i podsuwalismy pod nos owoc. Kto zgadł dostawał brawa, a w nagrodę dla wszystkich potem te owoce zjedliśmy. Największą popularnością cieszył się dragon fruit - dzieciaki się dosłownie rzuciły na pokrojone kawałki. Jeden z chłopaków wyglądał potem jak wampirek, bo miał całą buzię w tym mocno różowym miąższu.
A potem uczylismy się robić rożki z origami, które miały być alternatywą dla plastikowych siatek. Dzieci mogły je dowolnie pomalować i tak przygotowane wykorzystaliśmy w kolejnej grze 'Nature hunt'. Każdy uczeń miał znaleźć do swojego rozka coś, co było albo delikatne, albo piękne, albo otwarte, albo zamknięte, albo suche. Wyszliśmy na podwórko i zaczęło się polowanie. Niektóre dzieciaki były naprawdę kreatywne! W klasie pokazywalismy sobie znaleziska i nazwaliśmy je po angielsku. Na koniec puściłam im jeszcze filmik z YouTube o tym jak dbać o środowisko, były takie szczęśliwe jak rozpoznały znak Recycle-Reuse-Reduce, którego nauczyły się w tym tygodniu. A jaka ja byłam z tego dumna!
Zupełnie mnie zaskoczyły na pożegnanie, bo nie spodziewałam się żadnych prezentów, a już na pewno nie kwiatków ze słomek! Lekcję z ponownego wykorzystania rzeczy odrobiły na piątkę :). Dostałam jeszcze kwiatki, laurke, a od kilku dziewczynek bransoletki, które same zrobiły. Byłam poruszona. Szkoda, że tak krótko, ale cieszę się, że i tak choć przez ten tydzień miałam zaszczyt te dzieciaki poznać i spędzić z nimi trochę czasu.
Umówiłam się też z kierownictwem fundacji Green Lion, że przygotuję im nowy skrypt 'Environmental education guide book' dla kolejnych wolontariuszy, którzy wybiorą ten program. Dotychczasowe materiały to copy-paste z jakichś super nudnych stron www o zanieczyszczeniu powietrza, o energii i wodzie, pisane mega nieprzejrzystym językiem, a do tego kompletnie bezużyteczne w kontekście ochrony środowiska na Bali. Mam już pomysł, co taki buklet powinien zawierać, odpowiedziałam o nim na podsumowującym projekt spotkaniu i zostało to przyjęte z wdzięcznością, co bardzo mnie cieszy. Mam tylko nadzieję, że oni naprawdę to zmienią.
Cudne doświadczenie to było. Już obmyslam co za rok, na pewno znów Azja. Kto ze mną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz