Mieliśmy dziś szczęście i pecha jednocześnie, gdy przed południem dotarliśmy do świątyni Pura Tirta, czyli świętej wody. Została utworzona ok. X wieku, przez jednego z tamtejszych władców i od tego czasu święte źródło jest czczone w niemal niezmienionej formie. Dzisiaj przypadło wielkie święto - now księżyca, więc do świątyni ściągali z okolicy wszyscy, by złożyć ofiarę bogom, a przede wszystkim bogu Vishnu, któremu poświęcone jest to miejsce. Z jednej strony było więc niezwykle malowniczo i widowiskowo, z drugiej - momentami trudno było się odnaleźć w tym tłumie i poczuć mistycyzm. Ja próbowałam wczuć się w to miejsce i chlonac każdy zapach kadzidełka i każdy gest modlacych się, bo obserwowanie niektórych osób, szczególnie mężczyzn w białych szatach błogosławiacych innych, było dość niezwykle.
Świątynia składa się z trzech sekcji: świątyni głównej, czegoś na kształt prostokątnego stawu, w którym bije święte źródło (niesamowicie krystaliczna woda, z której wybijają turkusowo-szare babelki) oraz trzech prostokątnych kamiennych basenów z 12 fontannami, które bardziej przypominają kamienne kraniki wystające że ściany, tylko bez kurkow. Pielgrzymi, samotnie, w parach lub całymi rodzinami najpierw składają ofiarę w świątyni głównej, a potem idą do basenów, by się obmyc i pobłogosławic świętą woda. Wszedzie panował niezły harmider, ale Balijczycy są dość stonowani, bardzo uprzejmi i grzeczni, więc tego hałasu tak bardzo się nie odczuwa.
My też mieliśmy okazję zanurzyć się w świętej wodzie. Dziewczyny muszą do świątyni włożyć sarong i zakryć ramiona oraz związać włosy. Tak właśnie paradowalysmy, a po kąpieli przebralysmy się w suche ciuchy. Niesamowite to było wrażenie, mimo tak wielu osób w basenie woda pozostawała przejrzysta, a ta płynąca z kranikow - chłodna i tak orzeźwiająca. Nie muszę dodawać, że większość z nas była w tych basenach niezłą atrakcją, nie dość że białe, w mokrych podkoszulkach, to jeszcze ponad głowę albo więcej górujace nad Balijczykami, którzy z natury są raczej niscy.
Pytałam jeszcze Tirte, naszego koordynatora, który na tą okazję też włożył sarong, koszulę z batiku i specjalne nakrycie głowy, jak oni się modlą, czy mają jakieś modlitwy jak my. Otóż większość modli się tak jak czuje w duszy, prosząc bogów o różne rzeczy. Pełna dowolność. Co ciekawe, Balijczycy non stop mają jakieś święta czy uroczystości i dzisiaj na spotkaniu organizacyjnym powiedziano nam, że mamy się nie dziwić, gdy któregoś dnia dzieci nie przyjdą do szkoły, bo pewnie rano dowiedziały się od rodziców, że jest święto, a rodzice jakoś nie zdążyli o tym powiadomić koordynatorów. Święta sa więc rzeczą oczywista, terminy umowne i dla postronnych osób jak my totalnie nieprzewidywalne. Witajcie w raju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz