środa, 7 lutego 2018

[129.] Jungle walking

Usłyszeć tuż za plecami tęten i ryk słonia było dość przerażające, chyba nawet na chwilę zamarłam...
W drodze do dżungli 

Po śniadaniu wyruszyliśmy ze słoniami na spacer do pobliskiej dżungli. Nasze udomowione psy, Mark, Milo, Mia i Miki przodem, za nimi my, za nami mahouts, czyli dwóch opiekunów słoni i one same - Sarai-Mia i starsza Aruan Reah.
Niezwykłe to było oglądać je w ich naturalnych warunkach, choć przez niemal całe życie służyły ludziom.  Tak się cieszyły ze spaceru, popiskując gdy udało im się pokonać przeszkodę z powalonego drzewa, albo gdy znalazły swój przysmak - drzewo palmowe. Zatrzymywały się wtedy i jadły tak długo, aż uznały, że nic więcej smacznego już nie ma. A my na nie czekaliśmy i to było najwięcej warte czekanie w moim życiu. Potem ruszaliśmy dalej, do kolejnego przysmaku. Aż w końcu doszliśmy do ogromnej polany, gdzie czekała już na nie trzcina cukrowa. Bezbłędnie wybierały najmłodsze i najsłodsze pędy. A nasze psy krążyły wokół nich, niby nie zaczepiąjac, ale jednak niepokojąc ich swoją obecnością. No i w pewnym momencie miarka się przebrała. Psy zaczęły się ze sobą niby bawić, ale też warczeć i szczekać,  co zdenerwowalo słonice i rzuciły się rycząc za nimi. Problem w tym, że psy były wśród nas... Na szczęście przytomni mahouts kazali nam biec, zabrać jak najszybciej psy, zatrzymując tym samym słonie specjalnymi komendami i zagradzając im drogę własnym cialem i rozpostartymi rękami. To była prawdziwa chwila grozy dla nas, choć nasi kordynatorzy uspokajali nas, że słonie nie goniły nas i to nie my spowodowaliśmy ich zdenerwowanie.  Chyba mieli rację, bo przy karmieniu ich wieczorem znów były po prostu sobą.

Po obiedzie mieliśmy jeszcze jedno zadanie na dziś, robiliśmy zaporę ogniową dla farmy. Dwa lata temu nie zdążyli tego zrobić przed porą  suchą  i zaprószony ogień dokonał sporych zniszczeń. Tak więc wyposażeni w grabie grabilismy suche liście w lesie przylegającym do farmy  w specjalny niby wał , który potem będzie spalony. W ten sposób ogranicza się suchą ściółkę, żeby ogień nie miał czego trawić. Sprytne.
Jak na razie nie sprawdziły się prognozy o komarach, za to dwa razy pogryzły mnie mrówki. Mix śmiał się ze mnie, że gdziekolwiek się pojawię, to mrówki obłażą tylko mnie. To niesprawiedliwe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz