środa, 21 lutego 2018

[139.] Koh Kong i Góry Kardamonowe

Jak się wysiada w środku nieprzespanej nocy z autobusu w zupełnie obcym mieście, to człowiekowi różne rzeczy przychodzą do głowy... Pomysł był taki, że łapiemy kolejny autobus, do Kampotu i tam oglądamy farmy słynnego na cały świat pieprzu. Niestety okazało się, że tam, gdzie wysiedliśmy, żadnego dworca nie ma, tylko budka danego przewoźnika, który akurat kursów w tamtą stronę nie ma. To gdzie ma? A na przykład do Koh Kong, tuż przy samej granicy z Tajlandią, gdzie jest ponoć dziewicza wyspa z pudrowym piaskiem. 2 minuty na decyzję i kupujemy bilety tam. Mój cały plan legnie w gruzach, ale co tam, B. koniecznie chce na plażę.
Wodospad Tatai 
Po prawie siedmiu godzinach jazdy wysiadmy w sennym miasteczku Koh Kong nad Meteuk River, która wpada do oceanu,  niemal tuż za rogiem ;). Instalujemy się w hotelu, który znalazłyśmy na szybko czekając w kafejce w Pnom Penh na autobus. Jest już trochę późno, ale gdy dowiadujemy się, że pół godziny drogi od miasteczka są cudne wodospady w Górach Kardamonowych, które widziałyśmy po drodze, to decydujemy się natychmiast. Tuk-tukiem mkniemy chwilę później w tamtą stronę. Po tylu godzinach podróży bosko się było wykąpać w orzeźwiającej wodzie, musiałyśmy się tylko nieźle pilnować,  bo prąd był  nieprawdę silny.

A dziś wyprawa łodzią na Koh Kong Island. B. zobaczyła zdjęcie w przewodniku, przeczytała o plażach z pudrowym piaskiem i oświadczyła, że musi się tam wykąpać. Razem z nami w łodzi para Francuzów, dwie Francuzki i jeden Włoch. A po drodze jeszcze kilka delfinów! Byłyśmy przekonane, że na plażę przypływają rano łodzie z różnych miejsc, tymczasem okazało się, że byliśmy tam tylko MY, nie licząc trzech panów z obsługi łodzi, którzy w czasie kiedy my snorklingowaliśmy, złowili kilka ryb i przygotowali dla nas pyszny lunch. Cisza, spokój, błękitne fale, szum oceanu (a ściślej Zatoki Tajlandzkiej)  i my, raj.

W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o jedno miejsce - rezerwat lasów namorzynowych. Dużo o nich czytałam, a teraz nareszcie mogłam je zobaczyć! Rezerwat prowadzony przez lokalną społeczność nosi nazwę Peam Krasaob i zajmuje powierzchnię 26 tys. ha.  To największy obszar tego typu lasów w Kambodży i jeden z najpiękniejszych w Azji Południowo-wschodniej.
Mieszka tam ponad 30 gatunków, w tym ptaki, a także 5 rodzajów ssaków. Nam się udało tylko zobaczyć czarne kraby i dwa rodzaje ślimaków, omółki i jakieś takie z całkiem wielką stożkowatą muszlą.  Natomiast same drzewa są niesamowite, z plątaniną korzeni na wierzchu, ponad powierzchnią wody, soczyście zielonymi liśćmi i strukturą tego niezwykłego lasu. Bardzo się cieszę, że mogłam to zobaczyć.
W drodze powrotnej do miasteczka z ogromną ciekawością przyglądaliśmy się jeszcze domom na wodzie, pobudowanym w uliczkach, które zamiast asfaltu miały wodę, a zamiast samochodów przed drzwiami - łodzie i motorówki. Bardzo to było malownicze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz