niedziela, 18 lutego 2018

[137.] Angkor

Pobudka o 4.30 i wyjazd do świątyni Angkor Wat, tej największej i najsłynniejszej z Imperium Khmerskiego, żeby obejrzeć wschód słońca. Wielka pomarańczowa kula pojawiła się między wieżami tuż po 7.00. Koło nas okrzyki zachwytu całej armii turystów, z czego znakomitą część stanowili Chińczycy. Akurat mają wolne w związku z Chińskim Nowym Rokiem, który jest obchodzony też tutaj.
Angkor Wat o świcie 

Angkor Wat jest wspaniały, monumentalny, rozległy. Zbudowany przez króla-boga Suryavarmana II jako świątynia, a potem jego grobowiec.
Jednak serce skradł nam Bayon - świątynia, której wieże wieńczą wspaniałe płaskorzeźby głów ze zmysłowymi ustami w półuśmiechu. Historycy przypuszczają,  że to portrety króla
Jayavarmana VII, będącego też symbolem Uniwersalnego Buddy. Siedziałyśmy z B. jak zaczarowane wpatrując się w to cudo architektury. I tylko nasilający upał zmusił nas do opuszczenia świątyni i jechania dalej.

Ostatnią, którą dziś zobaczyłyśmy była Ta Prohm, druga po Angkor Wat najsłynniejsza, ale nie z powodu swojej architektury, a drzew, które korzeniami rozsadzają jej konstrukcję. Z samej świątyni niewiele już niestety zostało, a szkoda. W czasie swojej świetności, w XII wieku, zamieszkiwało ją 18 biskupów i 2740 mnichów! Natomiast w całym kompleksie, który obok miejsca kultu miał jeszcze wiele innych budynków, 3140 okolicznych wsi utrzymywało 2740 oficjeli i 615 tancerek! Siedziałyśmy kontemplując niezwykłe mury i zastanawiałyśmy się,  jak musiało to miasto wyglądać wieki temu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz