niedziela, 11 lutego 2018

[133.] Time to say goodbye

O wschodzie słońca - wielka czerwona kula nad bananowcami - słonie już wyruszały ze swoimi mahouts do dżungli. Patrzyłam,  jak znikają za zakrętem i było mi trochę smutno. Ostatni dzień w sanktuarium dla dzikich zwierząt. Tak szybko zleciało.
Cieszę się, że tu przyjechałam i dowiedziałam się od kuchni, jak wygląda odzyskiwanie zwierząt i przywracanie ich naturze. Poznałam niezwykłych ludzi, którzy poświęcili temu życie, rezygnując niemal z własnego. To cała machineria, poszukiwania, negocjacji, wykupywania,  transportu (czasem z zagranicy, Pakistanu, czy np. Indonezji), by tylko słonie odzyskały wolność, godność, bezpieczeństwo. Jestem naprawdę pod wrażeniem tej pracy. Widząc nasze słonie tak radosne w dżungli,  widać, że to ma sens.

Na pożegnanie jeszcze spacer z psami, wyczochranie, wygłaskanie. Lucie i Jack z Anglii, którzy się nimi opiekują, też robią cudowną robotę. Szczególnie tutaj, w Azji, gdzie psy nie mają łatwego życia. Jeśli ktoś chciałby ich wesprzeć nawet drobną dotacją, będą naprawdę wdzieczni: https://www.justgiving.com/crowdfunding/helpdogsincambodia
Nasz ostatni spacer z psami z Cambodia Dog Sanctuary

Mam nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie z moimi towarzyszami-wolontariuszami. Cudowni ludzie, wrażliwi, radości, przemili i pomocni, "chicken soup for the heart" (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi ;) ).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz